piątek, 16 października 2015

Marzenia się nie spełniają

Niestety marzenia się spełniają ....
Marzenia SIĘ spełnia.

Mogłabym dalej płakać w poduszkę i użalać się nad swoim życiem i nad sobą. Na szczęście wzięłam się w garść i postanowiłam zmienić swoje życie. Pamiętam pierwszy raz kiedy wypowiedziałam te słowa na głos, a wiadomo, że jak coś wypowie się na głos to staje się bardziej rzeczywiste niż plany i fantazje snute w głowie. 7.02.2015 podczas rozmowy z moim ojczymem, nagle wypaliłam: chciałabym na kilka miesięcy pojechać do Hiszpanii. Przecież to najlepszy sposób na naukę języka, a jestem w takim momencie mojego życia, że mogę sobie na to pozwolić: studia już dawno skończyłam, pracę mam beznadziejną, nie mam żadnych zobowiązań. Myślę, że mi wtedy nie uwierzył, zna mnie i mój słomiany zapał. Ja nawet nie wiem czy wtedy mówiłam to szczerze czy po prostu chciałam sprawiać wrażenie osoby, która nie jest na dnie i ma jakiś pomysł na swoje życie. Niestety byłam na totalnym dnie. Rozpadałam się na miliony kawałków. Na szczęście kilka tygodni później dotarło do mnie, że szczęście samo nie zapuka do moich drzwi, że muszę o nie zawalczyć. Nie wierzyłam, że uda mi się zrealizować mój szalony pomysł. Wszyscy mnie wspierali, ale myślę, że byli tak samo sceptyczni jak ja. I to mnie napędziło, dodało mi energii. Chciałam udowodnić całemu światu, że dam radę. A właśnie, że pojadę do Hiszpanii i dam sobie świetnie radę, poznam milion niesamowitych osób i codziennie będę pokonywała swoją chorobliwą nieśmiałość. I dziś muszę to napisać: jestem z siebie cholernie dumna. Chyba pierwszy raz w życiu. Zrobiłam to wszystko sama, od A do Z, tylko dzięki swojej sile jestem dziś w Almerii i grzeję się w 25 stopniach C. Dało mi to kopa do realizacji pozostałych marzeń, a oto i one:

Lista 16 podróżniczych marzeń 
  1. Zatańczyć salsę na Kubie
  2. Zjeść naczosy w Meksyku
  3. Odwiedzić wyspę Hvar (koniecznie w czerwcu: pola lawendy)
  4. Pojechać na Przystanek Woodstock
  5. Zobaczyć bożonarodzeniowe drzewko na Rockefeller Plaza (aj święta w Nowym Jorku)
  6. Uśmiechnąć się do Mony Lisy i nie rozczarować się Paryżem
  7. Przejść Camino del Norte 
  8. Pływać z delfinami
  9. Zwiedzić Rzym śladami książki Anioły i demony
  10. Zobaczyć kwitnące wiśnie w Japonii
  11. Stanąć pod mostem w Mostarze
  12. Poszukać Fantomasa w zamkach nad Loarą
  13. "Karmić" norweskie fiordy
  14. Odwiedzić Świętego Mikołaja w Laponii
  15. Zobaczyć zachód słońca na Santorini
  16. Wykąpać się w gorącym źródle na Islandii
Wish me luck ;)

niedziela, 11 października 2015

Huelva

Stolica prowincji jest miastem górniczym i przemysłowym i naprawdę nie ma turystom zbyt wiele do zaoferowania. Uwierzcie mi na słowo, nie warto odwiedzać tego zakątka Hiszpanii. Będąc w Huelvie miałam wrażenie, że jestem w sanktuarium Krzysztofa Kolumba. Wszystkie atrakcje turystyczne (czasem nieco wymuszone) sprowadzają się do tego, że w sierpniu 1492 roku z portu w Huelvie wypłynął on w rejs do Indii - wiemy gdzie ostatecznie dotarł, ale biedny Kolumb do końca swoich dni był przekonany, że zrealizował swoje marzenie i odnalazł nową drogę do kraju kontrastów.

Podczas naszej, krótkiej wycieczki zwiedziliśmy Przystań Trzech Karawel, czyli sztucznie zbudowany akwen w którym znajdują się repliki statków z pierwszej wyprawy Kolumba: Nińa, Pinta i oczywiście Santa Maria.

Santa Maria
 q
Nińa            
Kolejną niezapomnianą atrakcją Huelvy jest Monasterio de la Rabida , czyli klasztor w którym Kolumb był częstym gościem. Ściany klasztoru zdobią freski przedstawiające najważniejsze sceny z życia Kolumba. Mam jeszcze dla Was jedną ciekawostkę: według mojego przewodnika Krzysztof Kolumb był .... Polakiem. Synem króla Polski Władysława Warneńczyka - jest to teoria jednego z amerykańskich naukowców. Kwestię, czy to Jagiellon był ojcem Kolumba, rozwiązałyby badania genetyczne. Brakuje jednak DNA królewskiego rodu, bo – jak dotąd – na badania nie przystali książęta Sanguszkowie, żyjący potomkowie Jagiellonów. 





Byliście kiedyś nad Oceanem Atlantyckim? Ja byłam raz, rok temu na Teneryfie. Szczerze mówiąc nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Woda zimniejsza niż w Bałtyku, silne prądy, skały, olbrzymie fale. Teraz wiem, że wszystko zależy od wybrzeża. Ocean w Hiszpanii jest cudowny. Woda jest ciepła, fale łagodne, które czasem wyrzucają na brzeg prawdziwe skarby - piękne muszle i kolorowe kamyczki. A plaża? Plaża jest niesamowita, z prawdziwym żółciutkim piaskiem, mewami i nawet wydmami. Zachód słońca w towarzystwie najlepszych ludzi na świecie był najcudowniejszy momentem tej wycieczki. I cofam moje początkowe słowa, jest jeden powód dla którego warto odwiedzić Huelve: Ocean ...
Prawie jak w Mielnie



Romantycznie


niedziela, 4 października 2015

Pierwszy miesiąc - podsumowanie

Dziś mija miesiąc odkąd przyleciałam do Almerii, odkąd po raz ostatni widziałam moją rodzinę i moich bliskich. Nie żałuję. Nie było ani sekundy w której pomyślałam, że to był błąd, że to nie dla mnie. Nie wiem czy znalazłam swoje miejsce na ziemi, prawdopodobnie nie, ale uzmysłowiłam sobie, że mój dom też nim chyba nie jest. Muszę szukać dalej.

Co lubię w Hiszpanii?
Na pewno klimat, przyjemne ciepło i orzeźwiającą bryzę, która sprawia, że łatwo znoszę upały.
Na pewno to, że mieszkam tak blisko morza. Codziennie je widzę, codziennie jest inne: wzburzone jak wkurzona kochanka albo spokojne i delikatne. Uwielbiam samotne wieczorne spacery po plaży, mam wtedy chwilę dla siebie, czas, żeby poukładać sobie wszystkie sprawy i zaplanować kolejny dzień.
Na pewno to, że czuć historię. W takich miejscach jak Sevilla czy nawet stare miasto w Almerii po prostu czuć czas, który już dawno przeminął. Uwielbiam te romantyczne, brukowane, wąskie uliczki i piękne monumentalne budowle. Kolejnym przystankiem na mojej liście jest Granada - mam zamiar pojechać tam na weekend jeszcze w październiku, póki co ogarniam nocleg na couchsurfingu ;).
Na pewno luz. Andaluzja jest jednym z regionów Hiszpanii, które najbardziej ucierpiały podczas kryzysu, ale nie widać tego. Wieczorami knajpki wypełnione są ludźmi, którzy po prostu cieszą się życiem i tym co mają. Ludzi są niesamowicie sympatyczni, otwarci. Mijając Cie na spacerze uśmiechają się i witają. Nie mają takiego dystansu do obcych jak Polacy. Jest to szalenie sympatyczne.

Czego nie lubię?
Moich sąsiadów :P. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do hiszpańskiego trybu życia, do tego że na imprezę wychodzi się grubo po północy. Stosunkowo wcześnie chodzę spać, a niestety mam okno od ulicy, więc kilka razy w ciągu nocy budzą mnie ryczące silniki samochodów, dudniąca muzyka czy głośne śmiechy dochodzące spod mojego okna. No cóż, nie można mieć wszystkiego.
Oprócz moich dwóch współlokatorek mam niestety też innych lokatorów, za którymi mówiąc delikatnie nie przepadam. Późnym wieczorem w kuchni lub łazience spotykam karaluchy. Nasze tete-a tete zawsze kończy się moim piskiem. Ale moi nowi przyjaciele to podobno normalna sprawa w Hiszpanii.

piątek, 2 października 2015

On arrival training

Podczas trwania projektu każdy wolontariusz ma obowiązek odbyć dwa szkolenia. Właśnie wróciłam z pierwszego z nich: on arrival training, czyli szkolenia wstępnego. Zostało ono zorganizowane w Huelvie (moim zdaniem najbrzydsze miasto w Hiszpanii) dla dwudziestu kilku wolontariuszy z Andaluzji i Extremadury. Jednym słowem było BOSKO. Poznałam ludzi z 10 państw Europy, wszyscy pełni pasji, każdy na swój sposób ciekawy i niepowtarzalny. Czuję się bardziej zmotywowana i czuję, że chcę więcej: więcej podróży i poznać więcej osób, którzy podzielą się ze mną pozytywną energią.

Większość uczestników szkolenia była w moim wieku lub nawet starsza, co było dla mnie miłą odmianą (na co dzień mieszkam z 19 i 20-latką). Utwierdziło mnie to w tym, że moja decyzja była słuszna i że nie tylko ja rzuciłam pracę i wyjechałam na drugi koniec Europy. Dzięki nim mam poczucie, że nie zrobiłam nic nienormalnego. Oczywiście wciąż mam z tyłu głowy ten cichutki głosik, który mi podpowiada, że jednak jestem szalona, że powinnam skupić się na karierze, rodzinie. Jednak z  każdym dniem jest on coraz cichszy i mam nadzieję, że w końcu przestanę myśleć o tym co powinnam, a skupię się na tym czego chcę od życia.

Wiele osób pytało mnie dlaczego zdecydowałam się na EVS. Nie chciałam zagłębiać się w szczegóły, więc moja odpowiedź była krótka : My life in Poland was a mess :P Tak, potrzebuję tego roku, żeby zrobić sobie porządek w głowie. Kolega powiedział mi, że nie będę potrafiła już normalnie żyć, będę potrzebowała tej adrenaliny i nutki niepewności, którą dają podróże i życie w różnych krajach - chłopak wie co mówi, bo w ciągu ostatnich 6 lat mieszkał w 6 miastach, 3 krajach i na dwóch kontynentach. Zobaczymy jak to będzie ze mną.
Ocean Atlantycki, zachód słońca i ja :)