piątek, 27 listopada 2015

Tęsknię

Jesienna chandra dopadła i mnie ...
Marznę ... Nie tylko fizycznie, ale trochę i psychicznie
Dotarło do mnie ile rzeczy mnie omija. Czas leci i nigdy już nie będzie mi dane spędzić tego roku z Wami, a nigdy nie wiemy ile czasu nam w ogóle pozostało. Boję się, że kogoś zabraknie, a ja nawet nie będę miała szansy na pożegnanie.
 W ciągu roku ludzie się zmieniają. Co jeśli zmienią się moi bliscy? Co jeśli już nie będziemy sobie bliscy? Co jeśli nie będę potrafiła odnaleźć się w moim życiu? Co jeśli ja się zmienię? A zmienię się na pewno. Już czuję się inna. Nie wiem czy to zmiana na lepsze czy na gorsze. Chciałabym aby to była zmiana na lepsze. Chciałabym móc bardziej doceniać ludzi, którzy mnie kochają i są w stanie zrobić dla mnie wiele. Chciałabym bardziej doceniać życie - tego się już chyba nauczyłam dzięki mojej pracy.
Poznałam naprawdę niesamowitych ludzi, którzy pomimo tego, że zmagają się z ograniczeniami własnego ciała, którzy stracili swoje życie, którzy są zależni od innych, potrafią cieszyć się z tego co mają. Prawie zawsze uśmiechnięci, nigdy nie narzekają na los, ani na to co im się przydarzyło. Ich historie są różne: wypadek, nagła choroba, wrodzona wada, choroba postępująca powoli. Najgorzej jest chyba pogodzić się z utratą sprawności w wyniku nagłego ataku choroby lub wypadku. Ci którzy są niepełnosprawni od urodzenia mają łatwiej - nie znają innego życia, nie wiedzą jakie może być ono piękne i przyjemne.
Przeżywam naprawdę niesamowite doświadczenie. Czasami muszę zmagać się z własnymi ograniczeniami. Czasami mam po ludzku dość, ale nigdy nie żałuję. Nie mam zamiaru już nigdy niczego żałować.
Mam jeszcze jeden powód do smutku: dziś są urodziny mojej przyjaciółki. Pierwszy raz od wielu wielu lat spędzimy je osobno: ja w Hiszpanii, ona w Niemczech. W tym roku wiele rzeczy zmieniło się nieodwracalnie. Moje życie już nigdy nie będzie takie jak kiedyś. Straciłam dwie bliskie mi osoby: jedną na zawsze, a z drugą będę miała tylko sporadyczny kontakt. Jak wiadomo w przyrodzie zawsze musi być równowaga: poznałam wiele niesamowitych osób, w tym jedną która jest szczególnie dla mnie ważna. Nie wiem co przyniesie nam przyszłość, nie chcę o tym myśleć, ale póki co jestem szczęśliwa.

Sunny wszystkiego najlepszego ... Zawsze i wszędzie o Tobie pamiętam ...

niedziela, 22 listopada 2015

Alcazaba

Największym zabytkiem Almerii jest zamek obronny, Alcazaba. Została ona wzniesiona w X wieku przez pierwszego kalifa Kordoby Ab ar-Rahmana III. Zwiedzając zamek czułam się jak w baśni tysiąca i jednej nocy, klimat jest naprawdę arabski, w ogóle nie europejski. Z resztą w całej Andaluzji na każdym kroku widać ogromne wpływy arabskie. Oczywiście Alcazaba została schrystianizowana przez Izabelę i Ferdynanda - w jednej z sal urządzili katolicką kaplicę.

Wstęp do Alcazaby dla mieszkańców Unii Europejskiej jest darmowy, a z jej murów możemy podziwiać cudowną panoramę miasta.







piątek, 20 listopada 2015

Almeria

Tak wiem, mam straszne tyły w pisaniu ... Na swoje usprawiedliwienie mogę napisać, że jest w moim życiu ktoś, kto w ostatnim czasie zajmuje dużo mojego wolnego czasu. Ale że to nie blog o moich problemach sercowych (zainteresowanych zapraszam do kontaktu), dziś pokażę Wam moje miasto.

Almeria jest jedną z ośmiu andaluzyjskich prowincji. Ja mieszkam w Almerii-mieście, liczącym sobie około 200 tysięcy mieszkańców i położonym w bardzo malowniczej dolinie, z jednej strony otoczonej przez morze, a z drugiej góry. Przed wiekami była kolonią fenicką, kartagińską, rzymską, aż wreszcie została podbita przez Maurów. Arabskie wpływy widać w architekturze całego miasta.

Szczerze gdybym miała jeszcze raz decydował o miejscu mojego pobytu w Hiszpanii, nie wybrałabym Almerii. Oczywiście ma swoje zalety: jest położona nad morzem i miasto jest tak rozplanowane, że wszędzie jest blisko (max. 40 min spacerkiem). Ale według mnie brakuje jej klimatu, jest za bardzo nowoczesna, a stare miasto jest troszeczkę zaniedbane. Poza tym pomimo tego, że Almeria jest miastem uniwersyteckim, życie nocne nie jest na najwyższym poziomie - dla mnie to akurat nie jest duży minus, bo imprezowiczka ze mnie żadna, ale staram się być obiektywna.
Morze Śródziemne


Panorama miasta

Katedra wzniesiona na ruinach meczetu

Moja słabość - balkony

Zaniedbana kamieniczka


Kościół

Tradycje kłódkowe zakochany par znane są nie tylko we Wrocławiu ;)


niedziela, 1 listopada 2015

Halloween i Dia de todos santos

Wczorajszej nocy Almeria zamieniła się w miasto zombi, czarownic, wampirów i duchów. Nie spodziewałam się, że w Hiszpanii tradycja Halloween jest tak żywa. Ulicy były pełne ludzi, oczywiście w każdym wieku od kilkumiesięcznych dzieciaków po naprawdę wiekowe osoby. Podczas nocy duchów wszystkie sklepy były otwarte, odbywały się koncerty, parady, można było zwiedzić niektóre zabytki. A po części oficjalnej oczywiście fiesta do białego rana w jednym z klubów.


Dziś jest nieco spokojniejszy dzień, pełen zadumy i spokoju. W Almerii jest tylko jeden cmentarz - na początku byłam tym faktem bardzo zaskoczona, bo w końcu pod względem liczby mieszkańców Almeria jest mniej więcej takiej samej wielkości jak moje rodzinne miasto, w którym to cmentarzy jest co najmniej 10. Ale musicie wiedzieć, że hiszpańskie cmentarze różnią się od polskich. Tutaj nie składa się trumien w ziemi, a w ścianie. Hiszpański cmentarz wygląda jak labirynt. Bogatsi mają własne mauzolea, których ściany wypełnione są grobami zmarłych krewnych. Podobnie jak w Polce dziś niemal każdy Hiszpan uda się na cmentarz ale tylko z kwiatami, na znicze najzwyczajniej nie ma miejsca, a do prawie każdej płyty nagrobnej przymocowany jest flakon. Ja dziś niestety nie odwiedzę cmentarza, jest on na drugim końcu miasta i choć pogoda sprzyja nie mam sił na tak długi spacer ;) Tak byłam wczoraj na imprezie ...



piątek, 16 października 2015

Marzenia się nie spełniają

Niestety marzenia się spełniają ....
Marzenia SIĘ spełnia.

Mogłabym dalej płakać w poduszkę i użalać się nad swoim życiem i nad sobą. Na szczęście wzięłam się w garść i postanowiłam zmienić swoje życie. Pamiętam pierwszy raz kiedy wypowiedziałam te słowa na głos, a wiadomo, że jak coś wypowie się na głos to staje się bardziej rzeczywiste niż plany i fantazje snute w głowie. 7.02.2015 podczas rozmowy z moim ojczymem, nagle wypaliłam: chciałabym na kilka miesięcy pojechać do Hiszpanii. Przecież to najlepszy sposób na naukę języka, a jestem w takim momencie mojego życia, że mogę sobie na to pozwolić: studia już dawno skończyłam, pracę mam beznadziejną, nie mam żadnych zobowiązań. Myślę, że mi wtedy nie uwierzył, zna mnie i mój słomiany zapał. Ja nawet nie wiem czy wtedy mówiłam to szczerze czy po prostu chciałam sprawiać wrażenie osoby, która nie jest na dnie i ma jakiś pomysł na swoje życie. Niestety byłam na totalnym dnie. Rozpadałam się na miliony kawałków. Na szczęście kilka tygodni później dotarło do mnie, że szczęście samo nie zapuka do moich drzwi, że muszę o nie zawalczyć. Nie wierzyłam, że uda mi się zrealizować mój szalony pomysł. Wszyscy mnie wspierali, ale myślę, że byli tak samo sceptyczni jak ja. I to mnie napędziło, dodało mi energii. Chciałam udowodnić całemu światu, że dam radę. A właśnie, że pojadę do Hiszpanii i dam sobie świetnie radę, poznam milion niesamowitych osób i codziennie będę pokonywała swoją chorobliwą nieśmiałość. I dziś muszę to napisać: jestem z siebie cholernie dumna. Chyba pierwszy raz w życiu. Zrobiłam to wszystko sama, od A do Z, tylko dzięki swojej sile jestem dziś w Almerii i grzeję się w 25 stopniach C. Dało mi to kopa do realizacji pozostałych marzeń, a oto i one:

Lista 16 podróżniczych marzeń 
  1. Zatańczyć salsę na Kubie
  2. Zjeść naczosy w Meksyku
  3. Odwiedzić wyspę Hvar (koniecznie w czerwcu: pola lawendy)
  4. Pojechać na Przystanek Woodstock
  5. Zobaczyć bożonarodzeniowe drzewko na Rockefeller Plaza (aj święta w Nowym Jorku)
  6. Uśmiechnąć się do Mony Lisy i nie rozczarować się Paryżem
  7. Przejść Camino del Norte 
  8. Pływać z delfinami
  9. Zwiedzić Rzym śladami książki Anioły i demony
  10. Zobaczyć kwitnące wiśnie w Japonii
  11. Stanąć pod mostem w Mostarze
  12. Poszukać Fantomasa w zamkach nad Loarą
  13. "Karmić" norweskie fiordy
  14. Odwiedzić Świętego Mikołaja w Laponii
  15. Zobaczyć zachód słońca na Santorini
  16. Wykąpać się w gorącym źródle na Islandii
Wish me luck ;)

niedziela, 11 października 2015

Huelva

Stolica prowincji jest miastem górniczym i przemysłowym i naprawdę nie ma turystom zbyt wiele do zaoferowania. Uwierzcie mi na słowo, nie warto odwiedzać tego zakątka Hiszpanii. Będąc w Huelvie miałam wrażenie, że jestem w sanktuarium Krzysztofa Kolumba. Wszystkie atrakcje turystyczne (czasem nieco wymuszone) sprowadzają się do tego, że w sierpniu 1492 roku z portu w Huelvie wypłynął on w rejs do Indii - wiemy gdzie ostatecznie dotarł, ale biedny Kolumb do końca swoich dni był przekonany, że zrealizował swoje marzenie i odnalazł nową drogę do kraju kontrastów.

Podczas naszej, krótkiej wycieczki zwiedziliśmy Przystań Trzech Karawel, czyli sztucznie zbudowany akwen w którym znajdują się repliki statków z pierwszej wyprawy Kolumba: Nińa, Pinta i oczywiście Santa Maria.

Santa Maria
 q
Nińa            
Kolejną niezapomnianą atrakcją Huelvy jest Monasterio de la Rabida , czyli klasztor w którym Kolumb był częstym gościem. Ściany klasztoru zdobią freski przedstawiające najważniejsze sceny z życia Kolumba. Mam jeszcze dla Was jedną ciekawostkę: według mojego przewodnika Krzysztof Kolumb był .... Polakiem. Synem króla Polski Władysława Warneńczyka - jest to teoria jednego z amerykańskich naukowców. Kwestię, czy to Jagiellon był ojcem Kolumba, rozwiązałyby badania genetyczne. Brakuje jednak DNA królewskiego rodu, bo – jak dotąd – na badania nie przystali książęta Sanguszkowie, żyjący potomkowie Jagiellonów. 





Byliście kiedyś nad Oceanem Atlantyckim? Ja byłam raz, rok temu na Teneryfie. Szczerze mówiąc nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Woda zimniejsza niż w Bałtyku, silne prądy, skały, olbrzymie fale. Teraz wiem, że wszystko zależy od wybrzeża. Ocean w Hiszpanii jest cudowny. Woda jest ciepła, fale łagodne, które czasem wyrzucają na brzeg prawdziwe skarby - piękne muszle i kolorowe kamyczki. A plaża? Plaża jest niesamowita, z prawdziwym żółciutkim piaskiem, mewami i nawet wydmami. Zachód słońca w towarzystwie najlepszych ludzi na świecie był najcudowniejszy momentem tej wycieczki. I cofam moje początkowe słowa, jest jeden powód dla którego warto odwiedzić Huelve: Ocean ...
Prawie jak w Mielnie



Romantycznie


niedziela, 4 października 2015

Pierwszy miesiąc - podsumowanie

Dziś mija miesiąc odkąd przyleciałam do Almerii, odkąd po raz ostatni widziałam moją rodzinę i moich bliskich. Nie żałuję. Nie było ani sekundy w której pomyślałam, że to był błąd, że to nie dla mnie. Nie wiem czy znalazłam swoje miejsce na ziemi, prawdopodobnie nie, ale uzmysłowiłam sobie, że mój dom też nim chyba nie jest. Muszę szukać dalej.

Co lubię w Hiszpanii?
Na pewno klimat, przyjemne ciepło i orzeźwiającą bryzę, która sprawia, że łatwo znoszę upały.
Na pewno to, że mieszkam tak blisko morza. Codziennie je widzę, codziennie jest inne: wzburzone jak wkurzona kochanka albo spokojne i delikatne. Uwielbiam samotne wieczorne spacery po plaży, mam wtedy chwilę dla siebie, czas, żeby poukładać sobie wszystkie sprawy i zaplanować kolejny dzień.
Na pewno to, że czuć historię. W takich miejscach jak Sevilla czy nawet stare miasto w Almerii po prostu czuć czas, który już dawno przeminął. Uwielbiam te romantyczne, brukowane, wąskie uliczki i piękne monumentalne budowle. Kolejnym przystankiem na mojej liście jest Granada - mam zamiar pojechać tam na weekend jeszcze w październiku, póki co ogarniam nocleg na couchsurfingu ;).
Na pewno luz. Andaluzja jest jednym z regionów Hiszpanii, które najbardziej ucierpiały podczas kryzysu, ale nie widać tego. Wieczorami knajpki wypełnione są ludźmi, którzy po prostu cieszą się życiem i tym co mają. Ludzi są niesamowicie sympatyczni, otwarci. Mijając Cie na spacerze uśmiechają się i witają. Nie mają takiego dystansu do obcych jak Polacy. Jest to szalenie sympatyczne.

Czego nie lubię?
Moich sąsiadów :P. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do hiszpańskiego trybu życia, do tego że na imprezę wychodzi się grubo po północy. Stosunkowo wcześnie chodzę spać, a niestety mam okno od ulicy, więc kilka razy w ciągu nocy budzą mnie ryczące silniki samochodów, dudniąca muzyka czy głośne śmiechy dochodzące spod mojego okna. No cóż, nie można mieć wszystkiego.
Oprócz moich dwóch współlokatorek mam niestety też innych lokatorów, za którymi mówiąc delikatnie nie przepadam. Późnym wieczorem w kuchni lub łazience spotykam karaluchy. Nasze tete-a tete zawsze kończy się moim piskiem. Ale moi nowi przyjaciele to podobno normalna sprawa w Hiszpanii.

piątek, 2 października 2015

On arrival training

Podczas trwania projektu każdy wolontariusz ma obowiązek odbyć dwa szkolenia. Właśnie wróciłam z pierwszego z nich: on arrival training, czyli szkolenia wstępnego. Zostało ono zorganizowane w Huelvie (moim zdaniem najbrzydsze miasto w Hiszpanii) dla dwudziestu kilku wolontariuszy z Andaluzji i Extremadury. Jednym słowem było BOSKO. Poznałam ludzi z 10 państw Europy, wszyscy pełni pasji, każdy na swój sposób ciekawy i niepowtarzalny. Czuję się bardziej zmotywowana i czuję, że chcę więcej: więcej podróży i poznać więcej osób, którzy podzielą się ze mną pozytywną energią.

Większość uczestników szkolenia była w moim wieku lub nawet starsza, co było dla mnie miłą odmianą (na co dzień mieszkam z 19 i 20-latką). Utwierdziło mnie to w tym, że moja decyzja była słuszna i że nie tylko ja rzuciłam pracę i wyjechałam na drugi koniec Europy. Dzięki nim mam poczucie, że nie zrobiłam nic nienormalnego. Oczywiście wciąż mam z tyłu głowy ten cichutki głosik, który mi podpowiada, że jednak jestem szalona, że powinnam skupić się na karierze, rodzinie. Jednak z  każdym dniem jest on coraz cichszy i mam nadzieję, że w końcu przestanę myśleć o tym co powinnam, a skupię się na tym czego chcę od życia.

Wiele osób pytało mnie dlaczego zdecydowałam się na EVS. Nie chciałam zagłębiać się w szczegóły, więc moja odpowiedź była krótka : My life in Poland was a mess :P Tak, potrzebuję tego roku, żeby zrobić sobie porządek w głowie. Kolega powiedział mi, że nie będę potrafiła już normalnie żyć, będę potrzebowała tej adrenaliny i nutki niepewności, którą dają podróże i życie w różnych krajach - chłopak wie co mówi, bo w ciągu ostatnich 6 lat mieszkał w 6 miastach, 3 krajach i na dwóch kontynentach. Zobaczymy jak to będzie ze mną.
Ocean Atlantycki, zachód słońca i ja :)

wtorek, 29 września 2015

Sevilla

Prawie tydzień spędziłam na szkoleniu w Huelvie. 500 km autobusem, o dziwo dość komfortowym. Szkolenie było niesamowite, ale o tym w innym poście. Po drodze miałyśmy przesiadkę w Sevilli - w sumie w tym mieście byłam może z 5 godzin, ale zakochałam się na amen. Wiem, że wrócę tu na 10000 %. Z resztą zobaczcie sami.
Katedra w Sevilli
Grand Hotel 








poniedziałek, 14 września 2015

EVS

Od 10 dni jestem szczęśliwą mieszkanką uroczego miasteczka Almeria w Andaluzji (dla tych słabszych z geografii: południe Hiszpanii). Pewnie zapytacie co ja tu robię: pracuję, uczę się... Otóż nie, odpowiedź jest nieco bardziej zaskakującą. Nie, nie szukam męża :P. Jestem wolontariuszką, ba europejską wolontariuszką. Załapałam się do programu European Voluntary Service, w skrócie EVS.  Jest to akcja, która umożliwia młodym Europejczykom (w wieku od 18 do 30 lat) pracę społeczną w dowolnym kraju Unii Europejskiej oraz w państwach partnerskich. Celem tej akcji jest zdobycie doświadczenia zawodowego, nauka języków obcych, a także otwarcie się na ludzi i inne kultury. Nazwa programu jest nieco myląca, gdyż nie jest to typowy wolontariat. Jasne nie dostaję za to wynagrodzenia (jedynie kieszonkowe, jego wysokość jest uzależniona od kraju, w przypadku Hiszpanii jest to 105 euro miesięcznie), ale nie ponoszę żadnych kosztów. Przelot, opłaty związane z mieszkaniem, wyżywienie, bilety komunikacji miejskiej, ubezpieczenie zdrowotne oraz kurs językowy mam za darmo. Mój wolontariat polega na pracy z ludźmi niepełnosprawnymi i starszymi, przy czym, jako dziennikarzo-logistyk, miałam w tym zakresie zerowe doświadczenie i nie był to żaden problem
 W skrócie proces rekrutacji do EVS wygląda następująco:
- kandydat musi znaleźć w swoim kraju organizację pozarządową, która organizuje tego typu wyjazdy, jest to tzw. sending organization (moją jest Piaskowy Smok)
- następnie szukamy organizacji, która szuka nas,wolontariuszy (ja do tego celu użyłam facebooka, jest wiele grup w których publikowane są ogłoszenia)
- gdy już znajdziemy interesujący nas projekt (warto się poważnie zastanowić bo w przypadku długoterminowych projektów, czyli taki od 3 do 12 miesięcy możemy się zakwalifikować tylko raz w życiu) wysyłamy CV i list motywacyjny i czekamy na rozmowę kwalifikacyjną
- gdy nas wybiorą to znów czekamy, tym razem na akceptację projektu przez Agencję Narodową - teoretycznie trwa to do 8 tygodniu, w moim przypadku trwało ponad 11
- gdy nasz projekt uzyska dofinansowanie: kupujemy bilety, wypisujemy wniosek o ubezpieczenie zdrowotne i podpisujemy umowę - czasem wymagane są wizy lub szczepienia.
- pakujemy się i spełnaimy swoje marzenia o mieszkaniu w innym kraj :).
Wygląda to skomplikowanie, ale ludzie naprawdę są wybierani i wyjeżdżają. 
Nie ukrywam, że dla mnie ważniejszy od pracy jaką będę wykonywać był kraj, zależało mi na Hiszpanii z powodu klimatu i języka, którego uczę się od trzech lat.

czwartek, 10 września 2015

Jak spakować się na rok?



Nie da się, es impossible - po prostu niewykonalne. Jasne polowy rzeczy mogłabym nie brać - po co mi 500 ml żelu pod prysznic. Przecież mogę kupić na miejscu. Ale mam taki plan, że każde euro chciałabym wydać na zwiedzanie albo pyszne jedzonko, niekoniecznie na tak przyziemne rzeczy jak żel pod prysznic albo nowe buty.
Ostatecznie się spakowałam Jak to zrobiłam? Po pierwsze zrobiłam przegląd szafy. Odrzuciłam rzeczy w które się nie mieszczę, rzeczy które są za duże, troszkę zniszczone czy których po prostu nie lubię. Następnie zrobiłam listę, a raczej 5 list. Potem było wielkie prasowanie (dziękuję Mamo ;)) i układnie rzeczy w walizkach - najwięcej miejsca zajęły buty i kurtka zimowa. No ale w czymś muszę chodzić, nie jestem Cejrowskim. Po wielkim ważeniu musiałam wyrzuć moje dwie ulubione sukienki, ale liczę na paczkę z Polski, mały prezent na święta.